sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 3

 Podróż do szpitala nigdy nie wydawała się być tak długa, chociaż tak naprawdę jechałem zaledwie dwadzieścia minut. Wyprzedzałem każdy samochód i w duchu modliłem się, żeby nie spotkać policji. Bluźniłem na każdych czerwonych światłach oraz nawrzeszczałem na mężczyznę, który chciał wjechać przede mną na miejsce, które próbowałem zająć na szpitalnym parkingu. Wbiegłem do środka, jednak widząc grupę ludzi przed windą, wspiąłem się po schodach na siódme piętro. Serce waliło mi jak oszalałe, a głowie miałem tylko jedną myśl - gdzie jest mój Harry?
 Zacząłem się rozglądać po korytarzu, aby odnaleźć moją przyjaciółkę. Siedziała opatulona kocem, cała zadrapana, w dłoni miała venflon, przez który wpływała kroplówka. Od razu do niej podbiegłem, klękając przed nią oraz wypytując się o mojego męża. Kobieta zaczęła płakać, przepraszając mnie. Była blada, wystraszona, widziałem, jak to przeżywała, lecz nie potrafiłem skupić się na jej uczuciach. Myślałem tylko o Harrym.
 - Jest na operacji. Ma pęknięte kilka organów, ma transfuzję krwi.- powiedziała, po czym znowu zaczęła szlochać. Zakryła twarz dłońmi, a łzy spływały po jej policzkach. Cały oddział się na nas patrzył.- Przepraszam Louis, to moja wina! Gdyby nie jechał ze mną, nic by się nie stało! Nie wiedziałam, że ktoś w nas uderzy! Louis, wybacz mi, wiem, że teraz mnie nienawidzisz, Lou, błagam...
 - Viv, skarbie.- załkałem, przytulając się do jej nóg.- Nie winię cię, dobrze? Powiedz mi tylko, gdzie on dokładnie jest, chcę go zobaczyć, muszę go zobaczyć... Chcę wiedzieć, czy nic mu nie jest...
 - Jest dwa piętra niżej, ale na razie nie będziesz mógł go zobaczyć, nie mogli go wybudzić Louis. Samochód uderzył centralnie w niego.- jęknęła, znowu zakrywając usta dłonią. Popatrzyła na mnie.- Nie wiadomo, co będzie dalej, Louis. Czy to nadal będzie twój Harry. Czy wszystko jest z nim dobrze. Nie jest w tak dobrym stanie jak ja. Chociaż powinniśmy się zamienić, bo to przeze mnie leży na tym stole.- dziewczyna zacisnęła swoje drobne dłonie w pięści. Podniosłem się, przytulając ją. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, jakie dla niej to musiało być przeżycie.- Gdybym wcześniej zauważyła ten samochód, gdybym skręciła, on by w nas nie uderzył. Przepraszam, Louis. Wybacz mi.- przyciągnąłem ją mocniej do siebie, gdy ta szlochała w moje ramię. Na razie nie mogłem być przy mężu, to mogłem chociaż zająć się przyjaciółką.
 - Vivienne, a co powiedział lekarz? I czy mogę porozmawiać z tym doktorem, co do mnie dzwonił? Chyba, że on operuje Harry'ego.- powiedziałem, jednak blondynka pokręciła głową. Spojrzała się na mnie, a ja otarłem jej mokre policzki.
 - Ten co do ciebie dzwonił, prowadzi mnie. Będę musiała zostać trzy dni na obserwacji na tym oddziale.- ruchem głowy wskazała na pomieszczenie, a ja dopiero teraz zauważyłem, gdzie się znajdujemy. Zamarłem, po czym spojrzałem na Vivienne z jeszcze większym smutkiem. Poczułem się okropnie, bo do tej pory jej nie wspierałem, nie wiedziałem niczego oraz stałem się okropnym przyjacielem.
 - Vivienne... patologia ciąży?- szepnąłem, a ona pokiwała głową.- Czyli będzie mały Malik?- zapytałem, starając się ją pocieszyć, jednak ta rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie miałem pojęcia, co się stało, jednak przytuliłem ją, gładząc jej plecy przez gruby koc. Dziewczyna łkała, załamując się w moich ramionach, trzęsąc się oraz delikatnie uderzając w moją klatkę, jakby znowu spotkał ją niesprawiedliwy los. Miałem ochotę płakać wraz z nią, bo widząc cierpienie moich najbliższych, byłem załamany. Harry cierpiał fizycznie, a Vivienne psychicznie, a mnie to wszystko bolało oraz łamało moje serce.- Co się dzieje, słońce?
 - Będzie mały Malik, jeśli przeżyje. Do tej pory poroniłam już dwa razy.- jęknęła blondynka po chwili, gdy się trochę uspokoiła. Pociągnęła nosem, a ja zamarłem. Straciła dziecko dwa razy, a ja o niczym nie wiedziałem? Ani ona, ani Zayn nie powiedzieli nam o tym, chociaż ufaliśmy sobie bezgranicznie. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie i Harry'ego, to oni nam pomogli i to oni byli dla nas najbliższą rodziną, chociaż nie mieliśmy żadnych więzów krwi.
 - Pierwszy raz był rok temu, cieszyliśmy się bardzo, Zayn chodził już po sklepach z rzeczami dla dzieci, aby oglądać ubranka, wózki, myślał jak urządzić pokój, zrobić fajne graffiti. Jednak w siódmym tygodniu poroniłam. Byłam załamana, jednak nie poddaliśmy się. W drugą ciążę zaszłam w wakacje, pamiętając wcześniejszą sytuację, nie przeżywaliśmy tego tak bardzo, jednak cieszyliśmy się. Dziesiąty tydzień, dużo nerwów, straciłam dziecko. Nie mogłam się pozbierać, udawałam szczęśliwą, gdy tak naprawdę traciłam to, co było dla mnie najważniejsze. Byłam tak blisko, a tak daleko.
 Olśniło mnie w tym momencie, czemu Vivienne była taka smutna, gdy mówiliśmy o dzieciach. Z jednej strony cieszyła się z nami, a z drugiej sama pragnęła być matką, ale za każdym razem zostało jej to odebrane. Teraz bała się, że sytuacja się powtórzy, a cierpienie znowu zagości w jej życiu. Objąłem ją, chociaż po części zastępując jej Zayna, który pozostał w Brazylii i nie mógł być przy niej w tak trudnej dla nich chwili.
 - To dopiero trzeci tydzień, a ja boję się kolejnych dziesięciu, bo moje maleństwo znowu może mnie opuścić. Nie wytrzymałabym tego kolejny raz, wiesz Lou? W dodatku Zayn... Dilerzy, z którymi miał zatarcia, zanim przyleciał do Nowego Jorku, zaczynają się upominać o różne rzeczy. I to nie tylko o pieniądze, bardziej chodzi im o honor. Boję się o własne życie czasem, bo nigdy nie wiem, czego oni od nas chcą. Czasem mam wrażenie, że głupie zgubienie jakiejś rzeczy, jest zamierzone i ci ludzie czegoś od nas chcą. A teraz jeszcze Harry, który przeze mnie leży na stole operacyjnym.- dziewczyna zaczęła na nowo płakać. Nagle na korytarz wpadła Rosie, od razu do nas podbiegając. Gdy ona rzuciła swoją kurtkę na plastikowe krzesło, zrozumiałem, że ja nadal jestem w swoich wierzchnich ubraniach, które nawet nie były zapięte. Zdjąłem je z siebie, pozwalając szatynce, przytulić się do Vivienne, w tym samym czasie dzwoniąc do domu dziecka, aby przełożyć wizytę spotkania z bliźniętami.

~*~

 Kilka godzin później Vivienne leżała już w swojej sali, przytulona do poduszki i gładziła swój brzuch. Rosie trzymała ją za rękę, a ja ciągle do kogoś dzwoniłem. Zaraz po przełożeniu wizyty w domu dziecka, zatelefonowałem do Zayna, który załamał się stanem swojej żony. Wypytał o nią, wiec dyskretnie mu powiedziałem, na jakim oddziale leżała Viv. Od razu zdeklarował się, że przyleci ją odebrać. Dzwoniłem w wiele miejsc, gdy nagle trzy godziny od mojego przybycia do sali mojej przyjaciółki wszedł lekarz.
 - Pan Tomlinson?- spojrzał na mnie, a ja zerwałem się z krzesła, kładąc telefon obok moich przyjaciółek. Pokiwałem głową, czując, jak bladłem.- Pański mąż jest po operacji, jednak nie możemy go wybudzić. Jeśli pan chce, może pan go zobaczyć, ale tylko przez chwilę. Zaprowadzić pana?- mruknąłem "proszę", starając się nie rozpłakać, po czym poszedłem za lekarzem, zostawiając przyjaciółki same. Mężczyzna prowadził mnie do windy, zjeżdżając na czwarte piętro, gdzie był oddział pooperacyjny. Zanim wszedłem na salę mojego męża, doktor kazał mi założyć odzież ochronną.
 Wszedłem do środka, a z moich oczu od razu wypłynęły łzy, widząc jak mój mąż był podłączony do różnych sprzętów, które monitorowały jego funkcje życiowe. Na jego twarzy było ogromne zadrapanie zapewne od kawałków szkła, które wcześniej wbiły się w jego policzki. Kilka mniejszych było też na jego prawym ramieniu oraz brzuchu. Długie włosy wcześniej związane w idealnego koka, teraz się rozplątywały, wypadając pasmami z czarnej gumki. Usiadłem na krześle, od razu ujmując jego silną dłoń.
 - Kochanie.- załkałem.- Miało być tak dobrze. Wszystkie problemy miały się skończyć, a my mieliśmy teraz zająć się wychowaniem dzieci, pamiętasz? Wiem, wiem, to nie twoja wina. Ani wina Vivienne, ale ona ma takie ogromne wyrzuty sumienia... W ogóle będziemy wujkami, bo jest w ciąży. Ale potem będę ci musiał opowiedzieć, co się z nimi dzieje, bo chyba byłem złym przyjacielem. Boże, Harry, czemu nie możesz się do mnie odezwać? Potrzebuję cię, muszę cię mieć obok siebie. Przecież nic i nikt miało nas już nie rozdzielać..
 Pogładziłem kciukiem jego dłoń, obserwując unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej. Łzy nadal spływały po moich policzkach, gdy próbowałem ogarnąć to wszystko. Zayn i Vivienne mieli problemy, cholernie ogromne problemy, Harry ledwo co uszedł z życiem, moje dzieci się odnalazły, jednak nie mogłem się z nimi zobaczyć, pewnie sprawiając im zawód. Czy życie nie mogło być chociaż przez chwilę proste? Czy chociaż przez chwilę nie mogłem pójść spać, obudzić się i pomyśleć, że moje życie jest nudne? Albo ten dzień będzie rutynowy?
 Ucałowałem Harry'ego w policzek, starając się nie załamać, bo to nie było mi potrzebne w tym momencie. Musiałem być silny, aby przetrwać. Odnaleźć mężczyznę, który wyjechał na czerwonym, uderzając w samochód Vivienne. Spotkać się z dziećmi, aby mnie poznały lepiej i zaufały. Oraz przede wszystkim pomóc swoim najbliższym.
 - Panie Tomlinson, musi już pan iść.- lekarz wszedł do środka. Pokiwałem głową, całując znowu mojego męża, po czym wyszedłem na korytarz. Od razu osunąłem się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach.
 - Boże, Harry. Co ja bez ciebie zrobię?
***
a/n.: Misie, kocham was tak bardzo :( Wiem, że ten rozdział jest nudny, ale jeśli skupiliście się przy czytaniu, jest tutaj dużo spoilerów do dalszych rozdziałów.
Dodałam ostatnio os, który jest po części smutem po części fluffem (ta, ja i smut XDD) - "Show me love". Jest on na wattpadzie, tak samo jak moje dwa poprzednie one shoty.
Wasza Lucy x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz