- Louis, uspokój się!- krzyknęła Rosie, gdy gwałtownie zahamowałem na czerwonym świetle. Popatrzyłem na nią, cały roztrzęsiony i pełen różnych, sprzecznych emocji. Byłem zdenerwowany, szczęśliwy, miałem ochotę płakać oraz krzyczeć, a to tylko przez jedną wiadomość. Telefon ze szpitala rozbudził mnie porządnie i nie potrzebowałem śniadania czy porannej kawy. Nie zdążyłem nawet się odpowiednio ubrać, założyłem tylko sportowe buty oraz bluzę na to co miałem na sobie, nie czekając nawet na przyjaciółkę, która ledwo co za mną wybiegła, krzycząc moje imię i jako jedyna pamiętając o zamknięciu mieszkania.- Jeśli my wpadniemy teraz pod samochód, to nie pomożesz Harry'emu, tylko jeszcze bardziej mu zaszkodzisz.
Na jej słowa oprzytomniałem i mój przyspieszony oddech zaczął się wyrównywać. Zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na sygnalizację i ludzi przechodzących przez przejście. Miała rację, jeśli będę naginał przepisy, to wyrządzę sobie szkodę i przy okazji zranię tym mojego męża.
- Tak, tak, będę jechał spokojnie.- westchnąłem, spoglądając na zmieniające się światła. Wcisnąłem sprzęgło oraz zmieniłem bieg, jednak nie mogłem ruszyć, bo ktoś przede mną nadal stał w miejscu. Negatywne emocje powróciły, a ja zacząłem uderzać dłońmi w kierownicę, uruchamiając klakson.- Czy ona własnie sobie maluje usta?!- warknąłem. Rosie głośno westchnęła, zapadając się w fotel, gdy ruszyłem z piskiem opon, aby szybciej znaleźć się na miejscu.
- Zanim wejdziemy do sali, zaparzę ci melisę. Ty rozszarpiesz tam kogoś.- powiedziała, zakładając ręce na piersi. Spojrzałem na nią kątem oka, jednak nie zwracałem uwagi na jej kąśliwe uwagi. W głowie miałem jedną myśl - jak najszybciej do Harry'ego.- Kto ci w ogóle dał prawo jazdy? Tutaj jeździ się po prawej stronie. Louis!- pisnęła, gdy podczas wyprzedzania w ostatniej chwili zjechałem na odpowiedni pas. Zacisnąłem dłonie mocniej, serce biło mi jak oszalałe.
- Właściwie to robiłem je jeszcze w Wielkiej Brytanii, więc tam jeździ się po lewej stronie.- mruknąłem, skręcając w prawo. Ostatnia prosta prowadząca do szpitala...- A jeśli nie przestaniesz mi zwracać uwagi, to naprawdę wjadę pod samochód. W tej chwili myślę o moim mężu i nie rozumiesz tego, co czuję.- powiedziałem, nie do końca zastanawiając się nad moimi słowami.
- Nie bądź skurwielem. Myślisz, że ja się o niego nie martwię? Że nie chcę go zobaczyć? Jest dla mnie jak brat, był przy mnie, gdy spotkały mnie najgorsze rzeczy. Więc mówiąc, że nie wiem, co czujesz, mylisz się.- powiedziała. Spojrzałem na nią, jej oczy były zaszklone, a warga niebezpiecznie drżała.- I mówię ci to po raz kolejny podczas tej podróży, że jeśli zrobisz nam krzywdę, zaszkodzisz nie tylko sobie, ale też i jemu. No i nie zapominajmy o Lucy i Luke'u, którzy nie mogą się doczekać, aż z wami zamieszkają. Nie żebym upominała się o swoje, ale jeśli mnie też byś zabił, to mam córkę, którą nie każdy by się zajął, bo jest chora.- dokończyła, a po jej policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko otarła, udając, że ją to nie ruszyło. Wjechałem na parking, zatrzymując samochód. Szatynka się już nie odzywała do mnie, naciągając rękawy swojego swetra.
- Rose... Rosie, ja przepraszam. Ja nie myślę teraz logicznie. Wybacz mi.- powiedziałem, jednak dziewczyna wysiadła z mojego samochodu bez słowa, w dodatku z impetem trzaskając drzwiami. Pokręciłem głową, rozumiejąc swój błąd. Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i tym razem trochę wolniej udałem się w stronę szpitala, nie zamieniając ani jednego słowa z przyjaciółką. Wjeżdżając na górę, moje serce prawie podskoczyło mi do gardła, bałem się po telefonie od lekarza, który...
- Panie Tomlinson, proszę usiąść...- usłyszałem głos pielęgniarki, gdy tylko drzwi się rozsunęły. Harry stał na korytarzu i patrzył na nią rozeźlony, jakby powiedziała coś, co go uraziło.- Nie jest pan jeszcze w pełni zdrowy!
- No to co z tego?- zapytał, odwracając się w moją stronę. Gdy tylko mnie zauważył na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Oczy mi się zaszkliły, bo mój Harry wrócił. Był tutaj ze mną, zdrowy, świadomy, przytomny. Zacząłem biec w jego stronę, aby jak najszybciej wpaść w jego ramiona, jednak będąc już blisko niego, zatrzymałem się. Popatrzyłem na zdezorientowanego Harry'ego, który mi się przyglądał, jakby nie widział mnie co najmniej wieczność.
- Boję się, że jak cię przytulę, to będzie cię bolało.- szepnąłem. Mówiłem zgodnie z prawdą. Wyglądał tak krucho, blady, zmęczony i jeszcze trochę kulał na prawą nogę, więc każdy najmniejszy dotyk mógłby go uszkodzić. Jednak Harry nie przejął się moimi słowami i mocno mnie objął, nie zważając na swoje uszkodzenia. Od razu odwzajemniłem uścisk, wtulając się w jego ciało, które jak zawsze idealnie się wpasowało we mnie.- Hazz, nie boli cię to?- spytałem, gdy chwilę trwaliśmy w tak mocnym uścisku.
- Boli, ale to jest nie ważne. Jesteś tu, Louis, jesteś...- mój mąż zaczął płakać, a ja nie potrafiłem robić nic innego, niż po prostu być przy nim. Głos uwiązł mi w gardle, ale ogromnie się cieszyłem, że miałem go z powrotem przy sobie.- To było tak dziwne, Louis. Ja, ja pamiętam te światła, jak ten samochód na mnie jechał, na nas... Lou, a potem była tylko ciemność i tylko czasem słyszałem twój głos. Tylko twój głos mnie utrzymywał przy życiu...
- Shh, Harry, chodź, pójdziemy do sali, położysz się.- powiedziałem, nie będąc gotowym na słowa, które chciał mi przekazać. Jednak on nadal uparcie stał, wtulając się we mnie i zaciskając dłonie na mojej bluzie.
- Mieliśmy poznać bliźnięta... Jechałem do nich, co z nimi? Lou, ja miałem wrażenie, jakby tu były dzieci, ale to przecież niemożliwe, to był sen, tak? To był sen, ale my nadal możemy być rodziną?- zaczął panikować. Odsunąłem się od niego, bo bredził od rzeczy, ale to mógł być jeden ze skutków ubocznych wypadku i tej śpiączki.
- Harry, powiem ci wszystko, tylko błagam, chodźmy do sali.- westchnąłem, na co mój mąż niechętnie przystał. Złapałem jego dłoń, splatając nasze palce i powoli ruszyliśmy do sali, uważając na jego nogę, która cały czas była w trakcie rehabilitacji. Hazz usiadł na łóżku, opierając się o poduszkę, a ja zająłem miejsce tuż obok niego. Nawet nie zauważyłem, gdy Rosie weszła do pokoju, stając obok okna i przyglądając nam się z bladym uśmiechem.
- Bliźniaki. Louis, co z nimi? Czy ja nic nie zepsułem przez mój wypadek?
- Harry! Po pierwsze nie mów tak, że cokolwiek zepsułeś. To nie była ani twoja wina, ani Viv, ponieważ to ktoś w was wjechał.- wytłumaczyłem mu, łapiąc jego dłoń.- I wszystko dobrze, będziemy mogli je adoptować, nawet były tutaj... Lucy zostawiła ci tego misia.- wskazałem na pluszaka, który leżał na poduszce. Wzrok Harry'ego spoczął na maskotce, na co mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Cholera, ja nie wiem, co się ze mną dzieje, Louis. Mam wrażenie, jakbym wszystkiego się bał, ale chyba najbardziej tego, że znowu coś może nas rozdzielić.- powiedział w końcu Harry. Przybliżyłem się do niego, aby spojrzeć prosto w jego zlęknione oczy.
- Nie bój się, bo najważniejsze, że jesteśmy wreszcie razem. Teraz wszystko będzie łatwiejsze.- mruknąłem i pochyliłem się, aby pocałować mojego męża. Starałem się być delikatny, aby nie zrobić mu krzywdy, jednak tęsknota była zbyt silna i chwilę później Harry przyciągnął mnie bliżej siebie. Nasze usta idealnie ze sobą współgrały, a ja mogłem wreszcie poczuć pełne usta Harry'ego na swoich. Gdy tylko odsunęliśmy się od siebie, szepnąłem:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- odpowiedział, znowu splatając nasze palce. Odwrócił swój wzrok na Rosie.- Zostałaś tutaj od wypadku?
- Nie, przyleciałam kilka dni temu, bo Louis był w totalnej rozsypce. Za długo cię z nim nie było.- powiedziała, przybliżając się do nas. Popatrzyłem na nią przepraszająco. Ona poświęciła się dla mnie, a ja tak ją zraniłem.- Jesteś świadomy tego, ile się nie wybudzałeś ze śpiączki? I skąd właściwie wiesz, co się stało?
- Te najważniejsze rzeczy powiedziały mi pielęgniarki przed waszym przyjazdem. Nie chciałem im wierzyć, gdy powiedziały mi, że byłem sześć tygodni w takim stanie, ale jak tylko zobaczyłem datę, natychmiast oprzytomniałem. Vivienne ze mną jechała, prawda? Jak ona się czuje?
Wymieniłem z Rosie spojrzenie, nie wiedząc, co mogłem powiedzieć Harry'emu, a co zachować na kolejne dni, aby nie doznał szoku. Pogłaskałem jego policzek, zapewniając go, że było z nią lepiej i była już z Zaynem w Brazylii. Harry ucieszył się, ale chwilę później zaczął ziewać. Rosie powiedziała, że zejdzie już do samochodu, dając Harry'emu chwilę na odpoczynek.
- Kochanie, co się właściwie działo z tobą przez te tygodnie?- zapytałem, gdy kładł się już pod kołdrą. Poprawiłem jego włosy, gdy zmrużył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Wszystko i nic. Nie wiedziałem, co jest prawdą, a co tylko działo się w mojej głowie. Przez chwilę w mojej głowie trwała walka, czy to wszystko między nami się zdarzyło, czy było tylko wymysłem mojej wyobraźni i obudzę się jako szesnastolatek. Codziennie do mnie wracały wspomnienia, nie wiem właściwie z jakiego konkretnego powodu...
- Codziennie oglądałeś albumy ze zdjęciami. Jakbyś chciał sobie wszystko przypomnieć.- przerwałem mu.- Odpocznij, przyjadę jeszcze popołudniu.- pochyliłem się, aby pocałować go. Harry znowu ziewnął i zamknął oczy. Momentalnie jego oddech stał się równomierny, a ciche chrapanie wydobywało się z jego ust. Uśmiechnąłem się, wychodząc z sali.
- Vivienne?- powiedziałem, przystawiając telefon do ucha. Dziewczyna odebrała dość szybko, trzymając pewnie telefon przy sobie. Wyszedłem z kuchni, kierując się do salonu, gdzie była moja druga z przyjaciółek. - Jak się czujesz?
- W porządku. Trochę mi niedobrze, mam nudności, ale to chyba normalne. Dla mojego dziecka mogę się z tym męczyć nawet do czterdziestego tygodnia.- usłyszałem jej krótki śmiech w słuchawce, jednak był on przepełniony bólem i smutkiem. Nie wiedziałem, co mogło być przyczyną jej cierpienia, ale byłem pewien tego, że nadal miała wyrzuty sumienia po wypadku,
- Tylko, żebyś dbała o siebie. I odpoczywała.- dodałem, siadając na kanapie. Rosie oglądała telewizję i obserwowała mnie uważnie. Miała na sobie ten sam sweter, co rano, gdy jechaliśmy do Harry'ego. Opatuliła się nim cała, prawie pod nim znikając, wyglądała jak mała dziewczynka, w dodatku miała zrobionego kucyka na środku głowy.- Muszę ci coś powiedzieć.- dodałem po chwili zamyślenia się, zapominając, że rozmawiam z Viv i miałem jej przekazać dobrą wiadomość.
- Ja chyba tobie też... Ale ty mów pierwszy.
- Harry się obudził.- odezwałem się, po czym w słuchawce nastąpiła cisza. Vivienne dłuższy czas się nie odzywała, zanim usłyszałem jej głośne westchnienie i płacz. Wzdrygnąłem się, nie mogąc jej pomóc z tej odległości, jednak łzy przyjaciółki działały na mnie jak płachta na byka.
- O Boże, Lou. To świetnie. T-tak się o niego martwiliśmy. J-ja się b-bałam, że przeze mnie się już nie wybudzi, albo wystąpią jakieś komplikacje...- zaczęła się jąkać. Próbowałem ją uciszyć, jednak szlochała tak długo, aż Zayn nie przyszedł i jej nie przytulił. Zachowywała się trochę dziwnie, ale zgoniłem to wszystko na hormony, które władały jej organizmem. Opanowanie się trwało tylko chwilę, kiedy ja siedziałem w ciszy, a ona się uspokajała i dopiero wtedy mogła dalej ze mną rozmawiać.- Przepraszam, nie powinnam się tak rozklejać.
- Nic się nie stało, Viv. Mówię ci po raz setny, że to nie twoja wina.- powiedziałem. Uśmiechnąłem się blado, chociaż ona nie mogła tego zauważyć.- Co chciałaś mi powiedzieć?
- To... to nie ważne, Louis. Ciesz się Harrym, jego zdrowiem i tym, że znów jesteście razem. Do usłyszenia.- dodała i rozłączyła się, zanim zdążyłem jej cokolwiek odpowiedzieć. Zmarszczyłem czoło, odrzucając mój telefon na stolik. Popatrzyłem się na Rosie, która podniosła swój kubek z herbatą i nie zwracała na mnie uwagi.
- Jestem skurwielem, nie powinienem się tak odzywać, zwłaszcza do mojej przyjaciółki. Wiem, ile wycierpiałaś, że Harry ci pomógł, że jesteście jak rodzeństwo. I ty przeżywałaś to równie mocno jak ja. Przepraszam.- powiedziałem na jednym wydechu, przysuwając się do niej i obejmując. Szatynka tylko westchnęła i położyła głowę na moim ramieniu.
- Wybaczam ci, ale nigdy nie wątp w to, że ktoś cierpi mniej od ciebie.- powiedziała, cmokając mnie w czoło.- Jestem tak szczęśliwa, że jest już z nami. Będę mogła wrócić do Teddy i Nialla, zostawiając was samych.
- Dziękuję ci za wszystko, co dla nas zrobiłaś Rosie. Jesteś wspaniała.- powiedziałem. Trwaliśmy chwilę w takim uścisku, gdy powoli zacząłem odpływać z wrażeń tego dnia.
Wszystko zmierzało w dobrą stronę.
Po południu pojechałem drugi raz do Harry'ego, rozmawiałem z nim i pomogłem mu wziąć prysznic. Parę razy zachowywał się dziwnie, jakby majaczył, gadał od rzeczy, ale wiedziałem, że mógł jeszcze wspominać wypadek. To było normalne, a w tamtym momencie liczyło się to, że był w pełni świadomy i pamiętał wszystko. Nie obyło się bez pocałunków, tych delikatnych i tych pełnych tęsknoty. Trzymaliśmy się za ręce, patrzyłem mu w oczy i czułem się bezpieczniej, gdy miałem go obok.
Wieczorem wróciłem do domu, o wiele szczęśliwszy niż przez kilka ostatnich tygodni. Spokojniejszy, ale też odczuwałem zmęczenie i potrzebowałem snu. Musiałem się wyspać za te wszystkie bezsenne noce, które mi się przytrafiły.
Kładąc się do łóżka sięgnąłem po telefon, odczytując wiadomość od Harry'ego - brakowało mi ich tak bardzo, jeszcze trochę, a odzwyczaiłbym się od nich.
"Tak bardzo chcę być w naszym domu :( "
Uśmiechnąłem się, wystukując odpowiedź na klawiaturze. Przeczytałem ją parę razy, zanim kliknąłem "WYŚLIJ". Odłożyłem telefon i przyłożyłem głowę do poduszki, aby jak najszybciej pójść spać. W głowie jednak miałem słowa, które wysłałem Harry'emu:
"Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś x"
~*~
- Vivienne?- powiedziałem, przystawiając telefon do ucha. Dziewczyna odebrała dość szybko, trzymając pewnie telefon przy sobie. Wyszedłem z kuchni, kierując się do salonu, gdzie była moja druga z przyjaciółek. - Jak się czujesz?
- W porządku. Trochę mi niedobrze, mam nudności, ale to chyba normalne. Dla mojego dziecka mogę się z tym męczyć nawet do czterdziestego tygodnia.- usłyszałem jej krótki śmiech w słuchawce, jednak był on przepełniony bólem i smutkiem. Nie wiedziałem, co mogło być przyczyną jej cierpienia, ale byłem pewien tego, że nadal miała wyrzuty sumienia po wypadku,
- Tylko, żebyś dbała o siebie. I odpoczywała.- dodałem, siadając na kanapie. Rosie oglądała telewizję i obserwowała mnie uważnie. Miała na sobie ten sam sweter, co rano, gdy jechaliśmy do Harry'ego. Opatuliła się nim cała, prawie pod nim znikając, wyglądała jak mała dziewczynka, w dodatku miała zrobionego kucyka na środku głowy.- Muszę ci coś powiedzieć.- dodałem po chwili zamyślenia się, zapominając, że rozmawiam z Viv i miałem jej przekazać dobrą wiadomość.
- Ja chyba tobie też... Ale ty mów pierwszy.
- Harry się obudził.- odezwałem się, po czym w słuchawce nastąpiła cisza. Vivienne dłuższy czas się nie odzywała, zanim usłyszałem jej głośne westchnienie i płacz. Wzdrygnąłem się, nie mogąc jej pomóc z tej odległości, jednak łzy przyjaciółki działały na mnie jak płachta na byka.
- O Boże, Lou. To świetnie. T-tak się o niego martwiliśmy. J-ja się b-bałam, że przeze mnie się już nie wybudzi, albo wystąpią jakieś komplikacje...- zaczęła się jąkać. Próbowałem ją uciszyć, jednak szlochała tak długo, aż Zayn nie przyszedł i jej nie przytulił. Zachowywała się trochę dziwnie, ale zgoniłem to wszystko na hormony, które władały jej organizmem. Opanowanie się trwało tylko chwilę, kiedy ja siedziałem w ciszy, a ona się uspokajała i dopiero wtedy mogła dalej ze mną rozmawiać.- Przepraszam, nie powinnam się tak rozklejać.
- Nic się nie stało, Viv. Mówię ci po raz setny, że to nie twoja wina.- powiedziałem. Uśmiechnąłem się blado, chociaż ona nie mogła tego zauważyć.- Co chciałaś mi powiedzieć?
- To... to nie ważne, Louis. Ciesz się Harrym, jego zdrowiem i tym, że znów jesteście razem. Do usłyszenia.- dodała i rozłączyła się, zanim zdążyłem jej cokolwiek odpowiedzieć. Zmarszczyłem czoło, odrzucając mój telefon na stolik. Popatrzyłem się na Rosie, która podniosła swój kubek z herbatą i nie zwracała na mnie uwagi.
- Jestem skurwielem, nie powinienem się tak odzywać, zwłaszcza do mojej przyjaciółki. Wiem, ile wycierpiałaś, że Harry ci pomógł, że jesteście jak rodzeństwo. I ty przeżywałaś to równie mocno jak ja. Przepraszam.- powiedziałem na jednym wydechu, przysuwając się do niej i obejmując. Szatynka tylko westchnęła i położyła głowę na moim ramieniu.
- Wybaczam ci, ale nigdy nie wątp w to, że ktoś cierpi mniej od ciebie.- powiedziała, cmokając mnie w czoło.- Jestem tak szczęśliwa, że jest już z nami. Będę mogła wrócić do Teddy i Nialla, zostawiając was samych.
- Dziękuję ci za wszystko, co dla nas zrobiłaś Rosie. Jesteś wspaniała.- powiedziałem. Trwaliśmy chwilę w takim uścisku, gdy powoli zacząłem odpływać z wrażeń tego dnia.
Wszystko zmierzało w dobrą stronę.
~*~
Po południu pojechałem drugi raz do Harry'ego, rozmawiałem z nim i pomogłem mu wziąć prysznic. Parę razy zachowywał się dziwnie, jakby majaczył, gadał od rzeczy, ale wiedziałem, że mógł jeszcze wspominać wypadek. To było normalne, a w tamtym momencie liczyło się to, że był w pełni świadomy i pamiętał wszystko. Nie obyło się bez pocałunków, tych delikatnych i tych pełnych tęsknoty. Trzymaliśmy się za ręce, patrzyłem mu w oczy i czułem się bezpieczniej, gdy miałem go obok.
Wieczorem wróciłem do domu, o wiele szczęśliwszy niż przez kilka ostatnich tygodni. Spokojniejszy, ale też odczuwałem zmęczenie i potrzebowałem snu. Musiałem się wyspać za te wszystkie bezsenne noce, które mi się przytrafiły.
Kładąc się do łóżka sięgnąłem po telefon, odczytując wiadomość od Harry'ego - brakowało mi ich tak bardzo, jeszcze trochę, a odzwyczaiłbym się od nich.
"Tak bardzo chcę być w naszym domu :( "
Uśmiechnąłem się, wystukując odpowiedź na klawiaturze. Przeczytałem ją parę razy, zanim kliknąłem "WYŚLIJ". Odłożyłem telefon i przyłożyłem głowę do poduszki, aby jak najszybciej pójść spać. W głowie jednak miałem słowa, które wysłałem Harry'emu:
"Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś x"